Koniec hanysowej przedłużonej przygody z Wysową. [...] Nie będę szczegółowo opisywał procesu rehabilitacji i zabiegów bo to jest parę stron wcześniej a drugi turnus to była kontynuacja z pierwszego. Może skupie sie bardziej na opisaniu ludzi,wrażeń,podobieństw i różnic pomiędzy pierwszym a drugim turnusem. Wiem że nie zaczyna sie zdania od "a więc" ale.....
A więc, na dzień dobry to sie okazało że o ile centrala ZUS taki przypadek jak ja ma przewidziany w procedurach i drukach to system komputerowy niestety sie na mnie wyłożył
zdechł i to dokumentnie hi h
. Tak że zaczynając turnus w niedziele wizytą lekarską i ustaleniem zabiegów, karte zabiegów i tę drugą dostałem do rąk w poniedziałek po 20. Jak np pani doktor nie była w ogóle w stanie wejść w system na moje konto bo wyświetlało jej np liczba dni pobytowych 48 - liczba dni zabiegowych 0 i reszta rubryk na szaro,to znów pielęgniarka uzyskała dostęp do rubryk które normalnie sa dla niej zablokowane
ale nie mogła drukować kart bo to znów miała zablokowane, a ktoś tam jeszcze inny na swoim dostępie miał jakieś wariactwa że wyświetlało mu jakieś bzdury nie związane z moja skromną (sic!) osobą. Linie telefoniczne były az gorące zanim znaleziono kogoś kto miałby wiedzę pt. "kto może to ogarnąć".. Dość że miał jakiś wysoki informatyk to poogarniać i w końcu dali radę w poniedziałek wieczorem. Zabiegi mi sie nie zmieniły prawie wcale bo i nie było potrzeby zmiany. Zmienili sie terapeuci na stanowiskach i o czym wiedziałem już wcześniej Anię zastąpił Krzysztof ale oboje współpracowali ze sobą przekazując sobie info o mnie więc wyszła ta zmiana na mega plus. Krzysiek wymyślał nowe ćwiczenia więc mając "zestaw Ani" i jego nowy pakiet znów na pierwszym piętrze spędzałem masę czasu ponad swoje normalne przydziały. Z resztą ekipy terapeutów poznawałem sie coraz lepiej więc i np na elektrostymulacji też już nie miałem ściśle wyliczonym minut tylko w miare możliwości czas sie wydłużał i to znacznie
do tego "bejera",ploteczki,rozmówki więc czas leciał miło czy była tam Agnieszka,Ania czy Ula albo Krzysiek czy Borys
. Na przyrządy (stepper,orbitrek czy bieżnia) do Biaweny też już chodziłem jak do siebie poznając tam prowadzących którzy już wiedzieli że przylezie Hanys to wie co ma robic i bedzie to robić a za godzine z hakiem bedzie siedziec na krześle mokry jak szczur po wyjściu z basenu.
Co do turnusów i ludzi.... Tu różnica mega olbrzymia. Turnus 1 to była zebrana grupa ludzi z jednego województwa ba można powiedziec że ktos wbił cyrkiel w mapę i na cały turnus zebrał ludzi z kółka o promieniu 50 km. Do tego 3/4 w podobnym wieku (różnica max 10). Więc ten turnus bardzo szybko sie zgrał i zrobiła sie grupa kilkunastu (min) ludzi którzy wszystko robili wspólnie bo i sporo nas łączyło. Więc zgranie było pełne zarówno w czasie ćwiczeń bo prawie nikt nie ściemniał no i zawsze było przyjemnie i wesoło bo towarzystwo lubiło sobie pożartować nawet z siebie przy wysiłku. A już w zabiegowym na 1 piętrze Beskidu gdy "nasza' grupa wparowała do 112 to istna komedia byłai salwy śmiechu które pare razy spowodowały wizytę piguł które myślały że coś sie komuś stało i przyleciały ratować
Człowiek szedł na ćwiczenia z chęcią i z równie wielką chęcią ćwiczył choć nie raz bolało (nie tylko mnie) aż nie chciał sie tych cwiczeń kończyć i sie rozłazić.. Podobnie na basen czy na cokolwiek innego chodziły duże grupki ludzi i prawie nikt nie chodził w pojedynkę. Praktycznie w połowie turnusu znałem z imienia prawie wszystkich z zusu (nie licząc 3 osobników płci chyba męskiej którzy trzymali sie tylko ze sobą nie odzywając sie do nikogo innego nawet słowem "dzien dobry") i rozmawialiśmy wszyscy ze wszystkimi. dzień upływał błyskawicznie tak że nie wiadomo kiedy była 22:20 i trzeba było iść spać (przez moherowe kapusiostwo... Ludzie ćwiczyli,wypoczywali i bawili sie każdego dnia ale ani razu nie bylo 'przegięcia" ani też nikogo nie trzeba było "odnosić do pokoju" "zmeczonego po spożyciu pewnych płynów"... ludziska trzymali poziom.....
Turnus zaowocował licznymi numerami w telefonie czy dodaniem do znajomych na popularnym portalu i utrzymywaniem tych znajomości gdy juz sie wszyscy (poza mną) rozjechali do domów i trwa to nadal... Można powiedzieć że turnus razem cwiczył,razem imprezował, i razem sie trzymał przez cały okres pobytu.. Jedynie w tym czasie mieliśmy można powiedziec katastrofalnych sąsiadów z turnusu na NFZ... Takich upierdliwców i popierdół ponoć tam dawno nie widziano (jak usłyszałem i od terapeutów i pań sprzątających)... 22:20 i zwykła rozmowa pomiedzy mną a moim współspaczem skutkowała skargą że jest głośno w czasie ciszy nocnej.. Troche im nie wyszło bo zgłaszali pijacką libację a jako że ja zdeklarowany abstynent więc jak piguły zapukały z alkomatem to zobaczyły na nim same zera i że nic sie na pokoju nie dzieje.. Ale ogólnie NFZ latał na skargi ciągle,tak że "wieczornego życia pokojowego' w nie swoich pokojach nie było praktycznie wcale. Dopiero pare ostatnich dni jak te sfiksowane moherowe balkoniki wyjechały to sie kilka imprez pokojowych odbyło. Imprez które nikomu nie przeszkadzały i nie wywoływały alarmu i wyjścia pielęgniarek nawet wtedy gdy odbywały sie na 1 piętrze i pokój z imprezą dzieliło tylko kilka metrów od pomieszczenia pielegniarek...
Natomiast turnus drugi.... hmm już na pierwszy rzut oka zobaczyłem że jest znacznie bardziej zaawansowany jeśli chodzi o wiek.Potem wyszło że wiekszość ludzi bliżej do 60 plus niż do 50 minus (jak było na pierwszym). Rozrzut miejsc pochodzenia kuracjuszy tez spory bo i "warszawka" i Kielce i Rzeszów i Kraków I Lubań (dolny śląsk) i kilka osób z Górnego Śląska... by nie wchodzić zbytnio w szczegóły turnus sie nie integrował jako taki..Szybko porobiły sie kilkuosobowe GWA (Grupy Wzajemnej Adoracji) i jeśli już to tylko takie trzymały sie razem..np warszawska trójka trzymała sie całkiem osobno, dni upływały a jak to określiła jedna z terapeutek-dziwny ten turnus....każdy sobie rzepkę skrobie... Próby zapoznań kończyły sie dość szybko a nawet raz żartując sobie w [...] z Krzysztofem z mojej nogi i śrub zostałem zrugany przez pewną "panią" że cyt- panie! to nie jest miejsce na żarty i podśmiechujki!!! tu jest czas na poważną pracę i sie trzeba rehabilitować a nie chichrać!!!!....koniec cytatu... Więc praktycznie było tam przez cały turnus jak na cmentarzu i co było by nie do pomyślenia przychodziłem tam z telefonem ze słuchawkami,zakładałem i swoje godziny ćwiczeń robiłem słuchając sobie i ćwicząc w rytm muzyki.... Podobnie na głupi basen do Biaweny... nie do pomyślenia w pierwszym turnusie że sie szło samemu.... nikt na nikogo nie czekał,każdy sobie choć szło sie w na tę sama godzine w odstepach paru metrów... dziwne to było dla mnie.. Dość powiedzieć że nawet do IZC do Marka do kafeje na balety jak chodzili to osobno a jedna z małych grupek w końcu zakumplowała sie z grupką która tam przychodziła z Glinika i tam razem imprezowali... Za to znów na opak życie wieczorne "pokojowe" można określić jako jedną wielka balangę w które prym wiódł turnus z NFZ a ten mój Zusowski od nich sie uczył i brał przykład że można imprezować do 2 w nocy tak ze słychac piętro niżej ale że nikt nie skarżył to reakcji piguł nie było... To mnie dziwiło bo w pierwszym latały jak opętane rozganiając nawet patrzących na tv o 22:30 (nie pozwoliły facetom zobaczyć meczu do końca bo była skarga) a w czasie drugiego turnusu normą byl grający tv o 1 w nocy (miałem pokój [...] więc tuż obok)... Wyszło mi że na pierwszym turnusie byliśmy wszyscy grzeczni jak dzieci z podstawówki a na drugim to istny studencki akademik czyli jedna wielka wieczorna pokojowa biba
Ja też znalazłem sobie maluśką grupkę której sie trzymałem i olaliśmy całą resztę, a będąc w ostatnim tygodniu tak w małym gronie rozmawialiśmy i porównywałem turnusy to wyszło mi ze z tego drugiego turnusu z imienia znam całe....7 osób. 7 osób gdy z pierwszego praktycznie wszystkich (nie licząc 3)... SZOK nie? Mogłem na własne oczy przekonać sie jak wiele zależy od współkuracjuszy... Ale turnus leciał, ja zajęty ćwiczeniami w dzień i ogólnie życiem sanatoryjnym, nawet nie miałem czasu lepiej poznac kolegi z NFZ który kontakt nawiązał poprzez to nasz forum (pozdro abram 70
)... Koniec sie zbliżał szybko i tak jak z jednej strony ciągnęło mnie już mocno do domu to z drugiej było żal wyjeżdzać.. I jak powiedziała jedna z terapeutek to był szmat czasu i człowiek sie przywiązuje. Ja sie przywiązałem,polubiłem to miejsce i tych wszystkich ludzi lekarzy,terapeutów i obsługę a i oni jak usłyszałem od nich że jakos sie przyzwyczaili do tego że codziennie tego Hanysa jak nie widać ćwiczącego to widać przełażącego lub tez przynajmniej słychać każdego dnia że gdzieś tam jest... A teraz trzeba sie będzie przyzwyczaić ze tego nie będzie... I jak nadszedł dzień wyjazdu to parę razy przy paru osobach zaszkliły sie oczy albo i poleciały wprost łzy i gul stanął w gardle przy pożegnalnych uściskach i "miśkach"...
Efekt pracy mojej i terapeutów po tym podwójnym pobycie oceniam jako REWELACYJNY! A pomysł Ani by nagrywać mnie kamerką na koniec każdego tygodnia jak chodzę po korytarzu i wchodzę po schodach był strzałem w dziesiątkę bo mam naoczny namacalny dowód poprawy . Dowód na to jak zmieniał sie mój sposób poruszania się zarówno pomiędzy filmikiem który przed wyjazdem nagrała przypadkiem moja żona a tym który mam z ostatniego tygodnia jak i widać różnice nawet pomiędzy poszczególnymi tygodniami.....
Tak więc mimo dwóch całkowicie różnych turnusów (chodzi o ludzi ) ja Wysową polecam całym sercem. I jak tylko była by potrzeba i możliwość to nie wahałbym sie ani chwili i bardzo chętnie bym tam znów pojechał...
Uff no to tyle na gorąco;)