U mnie przy stoliku 6 Pań i pełna kulturka. Ten kto przychodził wcześniej szykował herbatkę , pobierał chlebek , rozdawał sztućce. Porcje skromne, ale dzielone sprawiedliwie. Mieliśmy jedną starszą parę , on ewidentnie z problemem Alzheimera, ona wysoka, kostyczna, usta wąskie zaciśnięte, bluzki z kołnierzykiem zapięte pod samą szyję
Niesamowita fanka Ojca Dyrektora (raz nawet prawie doszło do rękoczynów przed budynkiem ale to opowieść na inny temacik
). Pani dzień w dzień wyrażała głośno swoje niezadowolenie, to w zupie za mało ziemniaków, to kluchy, to mięso tłuste, to danie zimne. (panie uwijały się jak w ukropie były dwie tury ludzi po 90 osób). Któregoś dnia wstała i zakomunikowała, że jedzenie było zatrute bo mieli z mężem sensacje żołądkowe - na to wstaje Pan ze stolika dalej i mówi "Za ten kwas octowy , którym Pani ciągle pluje ktoś zapewne zafundował Pani świadomie tabletkę na sranie". Pani zrobiła się jak piwonia, zgarnęła tego biedaka męża i opuściła stołówkę. Nie słyszałam więcej narzekań z jej strony...Mieć taką toksyczną osobę w najbliższym otoczeniu..."bezcenne".