Re: Rehabilitacja na basenie, Warszawa
: 10 lis 2016 11:02
Dzięki, Ewiko!
No cóż, Grodzisk jest dość daleko, a do tego nie mam już kasy na prywatną rehabilitację. Myślałam o zajęciach na basenie, ale pewnie lekarz w sanatorium miał rację, że wymagałabym indywidualnych zajęć. Byłam ostatnio na trzech zajęciach grupowych pod kątem problemów z kręgosłupem, prowadzonych przez rehabilitantów, ale stwierdziłam, że po każdym z tych zajęć przez kilka dni dochodzę do siebie i raczej mi szkodzą niż pomagają. W końcu podjęłam męską decyzję: na razie rezygnuję z tych zajęć, choć opłaciłam abonament...
Prawdopodobnie skupiło się kilka rzeczy na raz: przez 3 miesiące po operacji było niemal idealnie. No bo nosiłam ortezę, bardzo uważałam na wszelkie ruchy, unikałam wszystkiego co mogło mi zaszkodzić, nie jeździłam samochodem i żyłam sobie jak pod kloszem, no tyle, że codziennie ok. godziny robię ćwiczenia, które mi pokazał rehabilitant i ok. 45 minut spaceruję. Minęły 3 miesiące, zdjęłam pas, zaczęłam jeździć samochodem, robić zakupy i inne rzeczy, które po tym czasie teoretycznie powinnam już móc robić, do tego zapisałam się na basen (gdzie też trzeba było dojechać ok 40 minut) - i zaczęły się schody. Zaczęło boleć w plecach, w stawie biodrowym, drętwieć noga itp. Myślałam, że to tak tylko na początku, ale było coraz gorzej.
Wiem, mogłabym pójść do rehabilitanta, znów zapłacić itp, (mamy świetną przychodnię rehabilitacyjną tu gdzie mieszkam, piechotą 10 minut) - ale prawdę powiedziawszy, już nie mam kasy. Rehabilitację na NFZ będę miała dopiero w lutym. Za 2 tygodnie idę na badanie kontrolne do neurochirurga, i mam nadzieję dostać skierowanie na rehabilitację do szpitala uzdrowiskowego. Na razie postanowiłam sama wsłuchać się w swój organizm i muszę przyznać, że widzę pozytywne skutki: przede wszystkim nie przesadzać z aktywnością, bo to jeszcze nie ten czas. Pas noszę idąc z psem do lasu, czy jadąc samochodem, czy też sprzątając w domu. W łatwiejszych sytuacjach go zdejmuję. Jeżdżę troszkę (w pasie) ale staram się jak najmniej. Zakupy robię, ale raczej ich nie przenoszę sama. Dużo wypoczywam, minimalnie siedzę. I odpukać - z dnia na dzień jest lepiej!
Karnet w ciągu 2 miesięcy mogę wymienić na pływanie, ale zobaczę. Pływać uwielbiam, ale pływam krytą żabką, a podobno powinnam pływać głównie na plecach, a jak to zrobić, kiedy na torze jest kilka osób? Na zajęcia na basenie indywidualne mnie nie stać. Zobaczymy kiedy dostanę sanatorium, pewnie tam będę miała basen i może nauczę się ćwiczeń, które będę mogła potem sama robić na basenie niedaleko domu. Na spokojnie, jak przyjdzie na to czas. Z tym basenem po prostu się pośpieszyłam...
Oczywiście, to co by mi się najbardziej przydało, to stały kontakt z lekarzem i rehabilitantem, który by mi mówił jak interpretować jakieś objawy, co mogę robić, czego nie powinnam. Ale niestety, na NFZ to jest niemożliwe, a za pieniądze za drogo... Ale myślę, że podjęłam właściwą decyzję i będzie dobrze.
No cóż, Grodzisk jest dość daleko, a do tego nie mam już kasy na prywatną rehabilitację. Myślałam o zajęciach na basenie, ale pewnie lekarz w sanatorium miał rację, że wymagałabym indywidualnych zajęć. Byłam ostatnio na trzech zajęciach grupowych pod kątem problemów z kręgosłupem, prowadzonych przez rehabilitantów, ale stwierdziłam, że po każdym z tych zajęć przez kilka dni dochodzę do siebie i raczej mi szkodzą niż pomagają. W końcu podjęłam męską decyzję: na razie rezygnuję z tych zajęć, choć opłaciłam abonament...
Prawdopodobnie skupiło się kilka rzeczy na raz: przez 3 miesiące po operacji było niemal idealnie. No bo nosiłam ortezę, bardzo uważałam na wszelkie ruchy, unikałam wszystkiego co mogło mi zaszkodzić, nie jeździłam samochodem i żyłam sobie jak pod kloszem, no tyle, że codziennie ok. godziny robię ćwiczenia, które mi pokazał rehabilitant i ok. 45 minut spaceruję. Minęły 3 miesiące, zdjęłam pas, zaczęłam jeździć samochodem, robić zakupy i inne rzeczy, które po tym czasie teoretycznie powinnam już móc robić, do tego zapisałam się na basen (gdzie też trzeba było dojechać ok 40 minut) - i zaczęły się schody. Zaczęło boleć w plecach, w stawie biodrowym, drętwieć noga itp. Myślałam, że to tak tylko na początku, ale było coraz gorzej.
Wiem, mogłabym pójść do rehabilitanta, znów zapłacić itp, (mamy świetną przychodnię rehabilitacyjną tu gdzie mieszkam, piechotą 10 minut) - ale prawdę powiedziawszy, już nie mam kasy. Rehabilitację na NFZ będę miała dopiero w lutym. Za 2 tygodnie idę na badanie kontrolne do neurochirurga, i mam nadzieję dostać skierowanie na rehabilitację do szpitala uzdrowiskowego. Na razie postanowiłam sama wsłuchać się w swój organizm i muszę przyznać, że widzę pozytywne skutki: przede wszystkim nie przesadzać z aktywnością, bo to jeszcze nie ten czas. Pas noszę idąc z psem do lasu, czy jadąc samochodem, czy też sprzątając w domu. W łatwiejszych sytuacjach go zdejmuję. Jeżdżę troszkę (w pasie) ale staram się jak najmniej. Zakupy robię, ale raczej ich nie przenoszę sama. Dużo wypoczywam, minimalnie siedzę. I odpukać - z dnia na dzień jest lepiej!
Karnet w ciągu 2 miesięcy mogę wymienić na pływanie, ale zobaczę. Pływać uwielbiam, ale pływam krytą żabką, a podobno powinnam pływać głównie na plecach, a jak to zrobić, kiedy na torze jest kilka osób? Na zajęcia na basenie indywidualne mnie nie stać. Zobaczymy kiedy dostanę sanatorium, pewnie tam będę miała basen i może nauczę się ćwiczeń, które będę mogła potem sama robić na basenie niedaleko domu. Na spokojnie, jak przyjdzie na to czas. Z tym basenem po prostu się pośpieszyłam...
Oczywiście, to co by mi się najbardziej przydało, to stały kontakt z lekarzem i rehabilitantem, który by mi mówił jak interpretować jakieś objawy, co mogę robić, czego nie powinnam. Ale niestety, na NFZ to jest niemożliwe, a za pieniądze za drogo... Ale myślę, że podjęłam właściwą decyzję i będzie dobrze.